Opowiadanie odkopane.
Z góry przepraszam za błędy itp.
Nie odytowałam ze względów typowo wspomnieniowych.
Część pierwsza
Kartka miękko wylądowała na tafli wody. Przez chwilę
dryfowała po powierzchni stawu, lecz już po chwili nie było po niej śladu.
„Koniec. To już koniec!” - pomyślała Tina. Sama nie wiedziała, czy się cieszy,
czy smuci z powodu końca jej dotychczasowego życia. Przed oczami stanęły jej
obrazy sielankowego życia (uśmiechnięta mama w szlafroku, przygotowująca kawę
dla taty, czytającego gazetę i przepytującego Tinę z angielskich czasowników…).
Jednak od półtora roku ani razu nie widziała mamy uśmiechniętej, ani taty
czytającego gazetę, a jej samej nikt już nie przepytywał z angielskiego… Równą
taflę wody zaburzyły dwie wielkie łzy. „Nie! Ja nigdy nie płaczę!” - skrzywiła
się z niesmakiem dziewczyna. Energicznym ruchem wstała z trawy i chwyciła
torbę. Sama nie wiedząc, dokąd, szła pewnie przed siebie. „Jestem niezależna.
Nikogo nie potrzebuję!” - powtarzała sobie przy każdym kroku.
1.
- Tinuś, wstawaj,
czas do szkoły! - dobiegł z kuchni (jak codziennie)
na pozór wesoły głos.
Dziewczyna
niechętnie wygramoliła się z łóżka i poszła w stronę łazienki. Szybko uczesała
ciemne włosy, wyszorowała zęby i opłukała twarz. Codzienny rytuał. Potem
wyciągnęła z szafy mundurek (ohydne szare legginsy, białą koszulę-tunikę z
kołnierzem i szary krawat), jak zawsze skrzywiła się na jego widok, wciągnęła
go na siebie i znów się skrzywiła. Jak co dzień. Później ochoczo ruszyła do kuchni.
Spodziewała się mamy przygotowującej poranną kawę, tradycyjnej, nudnej miski
płatków i taty czytającego wczorajszą gazetę. Zastała jednak samotną mamę
skubiącą kanapkę z rzeżuchą i popijającą herbatkę. Ani śladu kawy, płatków,
gazety, czy taty.
- Wszystko OK,
mamo? – zapytała instynktownie Tina.
- Tak, tak –
odparła niepewnie mama. Teraz, kiedy odwróciła głowę w stronę drzwi, Tina mogła
dostrzec ślady rozmazanego tuszu i zaschłych łez na policzkach mamy. To na
pewno nie potwierdzało jej słów.
- Mamo, widzę, że
coś się stało…
- Tinuś, to
naprawdę nic takiego. Chcesz tosta? A może kanapkę z rzeżuchą? Zrobię ci… -
mama nie dała dojść Tinie do słowa. – Smacznego, kochanie. Ja muszę… zrobić
pranie… - i już mamy w pokoju nie było.
- A gdzie tata? –
krzyknęła Tina, ale nie uzyskała odpowiedzi. To było naprawdę dziwne…
W autobusie
dziewczyna opowiedziała o wszystkim Kindze. Przyjaciółkę najbardziej zainteresowało
zaginięcie taty Tiny.
- Jak myślisz –
szepnęła Kinga. – Może po prostu pojechał do sklepu?
Tina popatrzyła na
nią spode łba. Uwielbiała kingowe poczucie humoru, ale jej głupota bywała tak
porażająca, że aż nie chciało się wierzyć, że dziewczyna miała średnią około
5,75…
- To raczej niemożliwe… - burknęła i zmieniła temat. – Jak to jest
być piętnastką?
- Hm… Dowiesz się
za miesiąc! – parsknęła śmiechem Kinga.
- Jak tam imprezka
urodzinowa, Mróz? – w przejściu nagle pojawiła się Weronika. – Oj, sorry!
Przecież ty nie imprezujesz! Niech zgadnę! Urodzinki spędziłaś z kochaną
rodzinką w uroczej chińskiej knajpce… Ach! Sorry! Pomyliłam się… Przecież ty
uwielbiasz McDonalda! Jak smakował urodzinowy burgerek?
Wszystkie
wielbicielki Weroniki zachichotały w identyczny sposób. Był to taki rodzaj
dźwięku, którego zwykli śmiertelnicy nie mogli znieść dłużej niż pół minuty.
Weroniśki rżały (tak długo, że Tina zaczęła się zastanawiać, skąd czerpią tlen),
dopóki ich przywódczyni nie zajęła miejsca.
- Nie przejmuj się
nimi – szepnęła Tina. – A tak serio, jak spędziłaś urodziny?
- Super –
westchnęła niechętnie Kinga. – Zżarłam dziesięć cheeseburgerów, dwa McFlurry z kit
katem, popiłam to wielkim kubłem coli i tak, siedziałam w McDonaldzie dobre
dwie godziny…
Tina nie
skomentowała wyznania przyjaciółki. Wiedziała, że jej kumpela jest trochę hm…
pulchna, ale zawsze pomijała ten fakt milczeniem. Owszem, czasem delikatnymi
aluzjami nakłaniała ją na różne diety, ale Kinga miała strasznie słomiany
zapał. Potrafiła zrzucić trzy kilo w tydzień, ale nadrobić je sześcioma w
kolejnym. Było to jednym z jej wielkich
problemów. Przez te kilkanaście zbędnych kilogramów nie akceptowało jej wiele
osób w szkole i po prostu stawała się powodem do kpin.
- Masz zadania z
matmy? – wypaliła nagle Kinga.
- Tak. Niech
zgadnę, chcesz odpisać?
Spisywanie
zaczynało być hobby wielu dziewczyn w szkole. Łatwo można było to zauważyć, gdy
tylko weszło się do toalety.
- Masz z matmy?
- Hista spisana,
dasz angola?
- Ej, czyj to
zeszyt? Pożyczam!
- Wejdę do kabiny –
mruknęła Kinga.
Drzwi były pokryte
różnymi, dziwnymi napisami i jeszcze dziwniejszymi propozycjami. Tina odnalazła
wiele numerów komórek i kilka adresów. Powietrze w całej toalecie śmierdziało
tanimi perfumami, jeszcze tańszymi środkami czystości i, co chyba było
najgorsze, papierosami.
Dziesięć minut
później wszystkie dziewczyny siedziały grzecznie w ławkach i zgłaszały się do
odpowiedzi z pracy domowej. Jakież to sprytne…
Na ławce Tiny
wylądowała ni z tego ni z owego różowa karteczka zwinięta w kulkę. Dziewczyna
rozprostowała ją niepewnie i natychmiast poznała pismo Weroniki.
Więc
jednak robisz imprezę urodzinową,
Engel? I to w tym nowym clubie? Nie pytaj skąd
wiem, Karolek się wygadał. Masz już listę
gości? Jeżeli
tak, to mam pewność, że
figuruję tam jako pierwsza! Nie mogę
się doczekać
tej twojej imprezki. Buziaczki, Wercia.
Tina nie mogła czy też nie chciała uwierzyć w treść
wiadomości. Ona i impreza? W nowym clubie? I na dodatek – Weronika jako
pierwsza na liście? To chyba pomyłka… Ale przecież na kartce napisane było
„Engel”, a to jej nazwisko. Więc kartka miała trafić do niej… Tylko o co chodzi
z imprezą w clubie? Tina postanowiła, że zapyta Karola, bo jego imię zapisała
na różowym papierze Weronika.
Na przerwie od razu wypatrzyła wysokiego bruneta. Znała go
od piaskownicy. Kiedy na niego patrzyła w szkole, nie mogła uwierzyć, że to ten
sam chłopak, z którym kiedyś założyła się, że zje dżdżownicę. Zrobiła to. A on
oddał jej swój skarb-śliczny kamyczek w kształcie serduszka. Tinka była w jego
oczach bohaterką. Chłopak strasznie bał się robaków, ale wolał to zachowywać w
tajemnicy.
- Karol! To prawda? Ufałam ci! Kurcze, myślałam, że się
przyjaźnimy! Zawiodłam się na tobie! Jak mogłeś! Ty… ty… ty… Świnio!
- Hej, hej… O co chodzi? – chłopak był zdziwiony nagłym
atakiem.
- Weronika… Powiedziałeś jej, że niby urządzam urodziny w
jakimś clubie! – prychnęła Tinka.
- CO? Jaka Weronika? Jakie urodziny? Jaki club?
- To… To… - dziewczyna nie była już taka pewna stawianych
zarzutów. – Wiesz która to Weronisia z mojej klasy?
- Ta uwielbiana przez wszystkich królowa śniegu?
- Hę?
- Ta wysoka blondynka, za którą ugania się pół szkoły?
- Taaa… Dostałam dziś od niej karteczkę, że dowiedziała się
od ciebie, że urządzam imprezę urodzinową w nowym clubie. Ach! I że jest
pierwsza na liście gości…
- Żartujesz? Nawet gdybyś taką imprezę robiła, to myślisz,
że taka Weronisia dowiedziałaby się o tym? Tym bardziej, ode mnie?!
- Hm… Nie.
- Ale zdążyłaś się na mnie wydrzeć… Zwątpiłaś w naszą
przyjaźń?
- Och, Karol… Nie. Ale… Na kartce było napisane Karolek… Od
razu pomyślałam o tobie i… Znasz jakiegoś Karolka, Którego może znać Weronisia?
- Ym… Twój brat? Ten ze studiów?
Tina ze zdziwieniem spojrzała na kumpla. Mógł mieć rację!
Karolek pracował w jakimś pubie. Weronika mogła tam bywać. Karolek i Tinka
nigdy się nie lubili…
- Pomożesz mi?
- Tinka, zapomniałaś o przysiędze dżdżownicy? – zapytał
Karol ze śmiechem.
Dziewczyna musiała się roześmiać. Obrazy z dzieciństwa
stanęły jej przed oczami.
- Jak zjesz tę dżdżownicę to… Dam ci mój skarb i będę twoim przyjacielem.
- To znaczy?
- Będę ci pomagał, bawił się z tobą i… chronił cię. Tak jak
mój starszy brat swoje przyjaciółki!
-Tinka? – głos starszego Karola rozwiał wspomnienia. – Co
chcesz zrobić?
- Jeszcze o tym nie myślałam, ale… - resztę wypowiedzi
przerwał bezlitośnie dzwonek.
- Gdzie byłaś? – szepnęła do niej kilka minut później Kinga.
– Szukałam cię pół przerwy! Myślałam, ze może masz ochotę na batona… A że cię
nie znalazłam to musiałam sama go wsunąć… - dodała zbolałym tonem, wskazując
fałdki na brzuchu.
- Sorki… Gadałam z Karolem…
- Och! Opowiadaj! – koleżanka z zaciekawieniem zaczęła
przyglądać się Tince.
Dziewczyna machnęła ręką ze zniecierpliwieniem i podsunęła
Kindze karteczkę od Weroniki z dopiskiem: O to
chodziło L
- Mróz! Do tablicy! – zagrzmiała nauczycielka fizyki.
Kinga niechętnie odłożyła interesującą karteczkę i zagłębiła
się w nudnych wzorach.
Tinka siedziała i nie zwracając uwagi na nic, zastanawiała
się, co może zrobić. Przecież nie urządzi drogiej imprezy w clubie! A znając Weronisię, o nieistniejącej imprezie wie już
cała szkoła. „Dlaczego…?” to pytanie ciągle tłukło się jej po głowie. Nie
potrafiła zrozumieć niechęci Karolka, docinek Weronisi. I jeszcze ten poranek… Dlaczego mama była smutna? Co z
kawą i płatkami? I gdzie się podział tata ze swoją nieodłączną gazetą? Co się
stało z tym wszystkim?!
_________________________________________
Pisane kilka lat temu. Miło popatrzeć, jak wszystko się zmienia.
Did U enjoy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz