Wszystko zdawało się w jakiś sposób uśpione. Mieszkańcy miasteczka coraz rzadziej wychodzili na zewnątrz, by zostawić na śniegu ślady swojej obecności. Śniegowa pokrywa była równa, dokładnie ukrywała każdy nawet najmniejszy mankament wąskich uliczek. Miejsce to ze względu na swoje walory - właśnie zimą - zwane było Lodową Osadą. Z pozorów nie różniła się ona od innych miast w zadziwiającej Krainie Baśni. Tak naprawdę zdawała się być podobna do zwyczajnego sennego miasteczka w jakiejś cichej dolinie. Jakże często jednak pozory mylą. Historia Lodowej Osady kryła w sobie wiele sprzeczności. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co było tam prawdą, a co jawnym kłamstwem. Jeśli cała Kraina Baśni oparta była na wyobraźni, zbudowana z nici historii opowiadanych dzieciom przed snem, to Lodowa Osada posiadała tęgie mury z najczarniejszych ludzkich myśli, zawierała najsmutniejsze i najbrutalniejsze scenariusze.
W tych potwornych warunkach wszystko stawało się inne niż pierwotny zamysł. Spotykały się tu najbardziej zawikłane sploty fabularne i degenerowały każdy piękny szczegół wykreowanego świata. Trafiały tu wszystkie absurdy, ciemne pragnienia, najczarniejsze charaktery. Tylko zimą, pokryta śniegiem, Lodowa Osada nie przerażała swą szpetotą, tworząc obrazek wyjęty wprost z fantastycznej baśni. Piękna niczym na fotografii, kusząca obietnicą niezapomnianego wypoczynku.
Pośród brudnych uliczek kwitł niczym wybujały chwast pokątny handel, kusiły bezpruderyjne prostytutki, czarny rynek zdawał się tym, co najbardziej lubili mieszkańcy Lodowej Osady. W takim środowisku nawet najczystsze intencje stawały się skażone. Dobro samoczynnie zmieniało się w zło. Niewinne dzieci bez specjalnych skrupułów włamywały się do bankrutujących sklepików, wybierając z półek co droższe towary. Nikt tu nikim się nie przejmował, a wszelkie zbrodnie były na porządku dziennym.
Każdy mieszkaniec był skażony wewnętrzną zgnilizną. Nie dało się jej uniknąć. Niczym zanieczyszczone powietrze snuła się między domkami, wraz z tlenem wnikając do organizmów. Nie omijała nikogo. Wydrążała wnętrza, pozbywając się wszelkich godnych człowieka odruchów, karmiła złem, brudem i brzydotą, napełniając zepsutymi myślami. Nikt nie mógł oprzeć się zgniliźnie Lodowej Osady. Najczystsi przybysze wracali stąd powykręcani w dziwaczny sposób, wioząc ze sobą swąd zła szerzącego się w tym zapomnianym regionie Krainy Baśni.
W małym domku na skraju miasteczka od małego wychowywała się tajemnicza dziewczynka znikąd, nosząca pelerynę czerwoną niczym krew. Zdawała się tu nie pasować. Jej oczy błyszczały tak jak nikogo innego w Lodowej Osadzie. Swąd zbereźności i ohydy omijał ją w tajemniczy sposób, jakby się jej bał. Nigdy nie zamieniła nawet słowa z żadnym mieszkańcem. Jej zjawienie się w miasteczku było jedną z największych miejscowych tajemnic. Domek, w którym mieszkała samotnie owiany był od lat baśniowymi historiami o duchach, drwalach i magicznych wróżkach chrzestnych. Poprzedni jego lokator zniknął pewnego dnia i nikt więcej go nie widział. A potem pojawiła się Ona. Nikt nie znał Jej imienia a tym bardziej Jej historii, jednak wyobraźnia ludzi jest niezmierzona. Powstawały najróżniejsze - najczęściej pełne krwi, bezpruderyjności i chorych czynów - historie, które Ona kwitowała zawsze tylko pobłażliwym uśmieszkiem. Lubiła robić wokół siebie szum, jednak zawsze milczała. Nikt nigdy nie usłyszał jej głosu, co tylko podsycało ciekawość. Im była starsza, tym więcej podejrzanych plotek o niej krążyło po miasteczku.
W dniu Jej szesnastych urodzin - o których naturalnie nikt prócz niej nie wiedział - spadł śnieg. Wybiegła z domu w swojej nieodłącznej czerwonej pelerynce i zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Jej włosy falowały w powietrzu a biała spódniczka zdawała się fruwać wokół jej nóg. Nikt nigdy dotąd nie widział jej takiej. Nagle tajemnicza, nieco mroczna postać wirowała radośnie na śniegu.
________________________________
Opowiadanie będzie kilkuczęściowe. Planowałam inaczej, ale oczywiście Wen wie lepiej.
Dziękuję za uwagę.
Pośród brudnych uliczek kwitł niczym wybujały chwast pokątny handel, kusiły bezpruderyjne prostytutki, czarny rynek zdawał się tym, co najbardziej lubili mieszkańcy Lodowej Osady. W takim środowisku nawet najczystsze intencje stawały się skażone. Dobro samoczynnie zmieniało się w zło. Niewinne dzieci bez specjalnych skrupułów włamywały się do bankrutujących sklepików, wybierając z półek co droższe towary. Nikt tu nikim się nie przejmował, a wszelkie zbrodnie były na porządku dziennym.
To ludzie bez winy byli tu podejrzani.
W małym domku na skraju miasteczka od małego wychowywała się tajemnicza dziewczynka znikąd, nosząca pelerynę czerwoną niczym krew. Zdawała się tu nie pasować. Jej oczy błyszczały tak jak nikogo innego w Lodowej Osadzie. Swąd zbereźności i ohydy omijał ją w tajemniczy sposób, jakby się jej bał. Nigdy nie zamieniła nawet słowa z żadnym mieszkańcem. Jej zjawienie się w miasteczku było jedną z największych miejscowych tajemnic. Domek, w którym mieszkała samotnie owiany był od lat baśniowymi historiami o duchach, drwalach i magicznych wróżkach chrzestnych. Poprzedni jego lokator zniknął pewnego dnia i nikt więcej go nie widział. A potem pojawiła się Ona. Nikt nie znał Jej imienia a tym bardziej Jej historii, jednak wyobraźnia ludzi jest niezmierzona. Powstawały najróżniejsze - najczęściej pełne krwi, bezpruderyjności i chorych czynów - historie, które Ona kwitowała zawsze tylko pobłażliwym uśmieszkiem. Lubiła robić wokół siebie szum, jednak zawsze milczała. Nikt nigdy nie usłyszał jej głosu, co tylko podsycało ciekawość. Im była starsza, tym więcej podejrzanych plotek o niej krążyło po miasteczku.
W dniu Jej szesnastych urodzin - o których naturalnie nikt prócz niej nie wiedział - spadł śnieg. Wybiegła z domu w swojej nieodłącznej czerwonej pelerynce i zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Jej włosy falowały w powietrzu a biała spódniczka zdawała się fruwać wokół jej nóg. Nikt nigdy dotąd nie widział jej takiej. Nagle tajemnicza, nieco mroczna postać wirowała radośnie na śniegu.
________________________________
Opowiadanie będzie kilkuczęściowe. Planowałam inaczej, ale oczywiście Wen wie lepiej.
Dziękuję za uwagę.
- CZERWONY KTO?
OdpowiedzUsuń- CZERWONY KAPTUREK, PANIE PROFESORZE! :D
*_* mi osobiście czytało się świetnie! <3 Wniosek z tego taki, że umiesz układać słowa XD :') Muszę przyznać, że rzeczywiście od razu skojarzyło mi się z czaerwonych kapturkiem. A Jej postać jest bardzo intrygująca... zresztą jak cała reszta - wróżki chrzestne, drwale i te swądzące powietrze... - chodziło dosłownie o jego strukturę chemiczną, czy jednak o charakter mieszkańców, buszujący pomiędzy ogólną atmosferą Lodowej Osady?
Czekam na następne części w takim razie :3
~Alexa ^^