25.02.2015

Nowy Rok na Thisby

Na Thisby niczego nie celebrowano tak hucznie jak Wyścigu Skorpiona. Żadnego innego święta nie wyczekiwano z taką niecierpliwością, żaden dzień w roku nie był tak szczególnie obchodzony. Do niczego nie przygotowywano się tak starannie. Boże Narodzenie, Sylwester, Walentynki, Dzień Dziękczynienia… Wszystko to świętowano w domowych zaciszach. Jedynie listopadowy czas kiedy each uisce ożywały, sprawiał, że i mieszkańcy garnęli się bardziej do życia w grupie – nie wiadomo przecież było, czy w tym trudnym czasie nie przyjdzie się z kimś pożegnać. A jak wiadomo, konie wodne były bezlitosne.

Cała wyspa była pokryta śniegowym puchem, zdawała się zapaść w zimowy sen. Ulice były wyludnione i ciche, zupełnie inaczej niż dwa miesiące wcześniej, na początku listopada, podczas Wyścigu Skorpiona. Tylko po krokach pozostawionych w śniegu można było poznać, że miasto jeszcze nie umarło, że ktoś w nim wciąż żyje. 

Ranek pierwszego stycznia nie różnił się więc specjalnie od poprzednich. Był może nieco bardziej wietrzny i… noworoczny. Wiatr szarpał szalik Puck, kiedy – siedząc na starym kocu rozłożonym na klifie i wspominając wciąż świeże wydarzenia – przyglądała się czerwonemu ogierowi i jego właścicielowi, spacerującym wolnym krokiem po plaży. Corr nie mógł co prawda wrócić do dawnej formy, zbyt ucierpiał podczas Wyścigu. Zacięcie jednak i wrodzony upór zdawały się roznosić podopiecznego chłopaka, kiedy stał w swoim stajennym boksie. Po wielu więc rozmowach Sean wraz z Kate doszli do wniosku, że ogierowi należy się trochę kontrolowanego ruchu. Wciąż utykał, stawiając niepewne kroki, widocznie uczynił jednak postępy. „Rehabilitacja” pozwalała mu na ruch, a jego więź z Seanem zdawała się jeszcze silniejsza niż wcześniej. Puck mimowolnie się uśmiechała, obserwując refleksy świetlne grające na sierści each uisce, którego bok lekko ocierał się o kurtkę chłopaka. Na tle ośnieżonej plaży sprawiali wrażenie wyciągniętych z innego świata, w którym zwierzęta porozumiewają się z ludźmi. Zdawali się rozumieć bez słów – niczym bracia, chociaż jeden z nich był niebezpiecznym legendarnym stworzeniem.

Zapatrzona w tę niezwykłą parę Puck aż podskoczyła, gdy jej własna klacz trąciła ją pyskiem w ramię. Dove wolałaby pobiegać po plaży, niż tkwić tu na klifie. Kate nie chciała jednak ryzykować. Nie chciała, by ta hasając wesoło, przeszkodziła w spacerze Corra. Zwłaszcza teraz, kiedy rozpoczął się Nowy Rok. 

_________________________________
Tekst był pisany na konkurs.
A teraz ląduje tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz