Opowiadanie odkopane.
Z góry przepraszam za błędy itp.
Nie odytowałam ze względów typowo wspomnieniowych.
Część pierwsza
Kartka miękko wylądowała na tafli wody. Przez chwilę
dryfowała po powierzchni stawu, lecz już po chwili nie było po niej śladu.
„Koniec. To już koniec!” - pomyślała Tina. Sama nie wiedziała, czy się cieszy,
czy smuci z powodu końca jej dotychczasowego życia. Przed oczami stanęły jej
obrazy sielankowego życia (uśmiechnięta mama w szlafroku, przygotowująca kawę
dla taty, czytającego gazetę i przepytującego Tinę z angielskich czasowników…).
Jednak od półtora roku ani razu nie widziała mamy uśmiechniętej, ani taty
czytającego gazetę, a jej samej nikt już nie przepytywał z angielskiego… Równą
taflę wody zaburzyły dwie wielkie łzy. „Nie! Ja nigdy nie płaczę!” - skrzywiła
się z niesmakiem dziewczyna. Energicznym ruchem wstała z trawy i chwyciła
torbę. Sama nie wiedząc, dokąd, szła pewnie przed siebie. „Jestem niezależna.
Nikogo nie potrzebuję!” - powtarzała sobie przy każdym kroku.